|
Autor |
Wiadomość |
Yenefer
Oficer KM
Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 15:25, 29 Wrz 2007 |
 |
Chciałam tu umieścić historie widzianą oczami Yriela. Ta historia naprawdę mnie urzekła. Wspaniała opowieść. Oceńcie sami ^_^
Opowieść Warlocka
autor: Yriel
Wydarzyło się to na krótko po tym , jak opuściłem Kaer Morhen.Przemierzając samotnie rozciągające się w nieskończoność pustkowia Tanaris, rozmyślałem nad tym czy to, co uczyniłem było słuszne.Przecież byłem jednym z pierwszych członków tej gildii, przysięgałem walczyć w jej imieniu i pozostać jej wiernym aż do końca swoich dni.Jednak gdy upomniała się o mnie moja stara gildia - Lost In The Chaos - poczułem się wewnętrznie rozdarty.Z jednej strony byłem związany przysięgą, której nie można łamać, z drugiej jednak coś kazało mi wrócić do mojej przeszłości, którą wiązałem z Lostami.Uznałem, że najlepiej będzie gdy nie mówiąc nic moim obecnym kompanom wrócę do LITC.Nie wiem co skłoniło mnie do tak fatalnego i haniebnego posunięcia, być może to, że nie miałem dość odwagi by powiedzieć im prosto w twarz, że odchodzę.Od tego czasu czułem się podle, stałem się typem samotnika, byłem ciężko dostępny dla przyjaciół, o ile jeszcze ich miałem.Jednak najbardziej unikałem jednej osoby, osoby, której nie widziałem od czasu wspólnych spotkań gildyjnych Kaer Morhen, osoby, której mimo wszystko powinienem powiedzieć, że odchodzę.Tą osobą była Yenefer - przewodniczka i opiekunka gildii.Wielokrotnie dochodziły mnie słuchy, jak bardzo jest jej przykro iż odszedłem w ten sposób, bez pożegnania i w milczeniu.Często słyszałem również, że chce się ze mną spotkać w cztery oczy abyśmy wyjaśnili sobie minione wydarzenia.Jednak ja nie miałem dość odwagi, by po tym wszystkim stanąć przed nią i spojrzeć jej prosto w twarz.
Moje rozmyślania przerwały dwie postacie, które ujrzałem kilkadziesiąt metrów przed sobą.Słońce świeciło mi prosto w oczy więc widziałem tylko ich kontury.Jedna smukła i wysoka, druga nieco niższa lecz dobrze zbudowana.Dopiero gdy zbliżyłem się do nich odkryłem ich tożsamość.Ów wysoka i smukła postać była Krwawym Elfem, postać stojąca obok niego Taurenem.
- Źle trafiłeś, zginiesz głupcze! - usłyszałem pogardliwy głos z ust Elfa.
Zawsze nienawidziłem ich za arogancję i traktowanie z niższością innych.Doskonale wiedziałem, że tu nie ma czasu na przyzywanie demona do walki, a każda sekunda bezczynności to igranie z pewną śmiercią.Priest i warrior to wyjątkowo trudna para przeciwników do pokonania.Bez wahania ruszyłem ku Krwawemu Elfowi z nienawiścią patrząc mu prosto w oczy.Wiedziałem, że gdy tylko się go pozbędę walka z samym warriorem nie będzie już tak ciężka mimo, że był to silny i wyrośnięty Tauren.Już miałem odesłać czarem Elfa na tamten świat gdy warrior biorąc do łap swój potężny dwuręczny topór, zaszarżował w moją stronę.Oczywiście spodziewałem się tego, jednak jego ruch był tak szybki, że jedynym rozwiązaniem jakie wpadło mi do głowy, było chwycenie za swój staff i próba sparowania ciosu.Tak też się stało, jednak ostrze topora bez najmniejszego problemu przepołowiło mój staff.Upadłem pod siłą ciosu lekko oszołomiony.Tauren stojąc nade mną uniósł broń ku górze przygotowując się do odesłania mnie ze świata żywych.Nie pozwalając mu na to rzuciłem na niego klątwy.Usłyszałem jego jęk rozchodzący się echem we wszystkie strony.Tak, mroczna magia jest potężna i zadaje wiele bólu.Wstałem uznając, że mam przewagę, jednak szybko dotarło do mnie jak bardzo się myliłem.Priest, wypowiadając zaklęcie w nieznanym mi języku oswobodził warriora z moich klątw.W tym momencie zdałem sobie sprawę, że moja walka z nimi nie ma najmniejszego sensu, i że prędzej czy później polegnę.Nagle zauważyłem wielkiego czarnego kota, który pojawiając sie znikąd biegł w stronę Krwawego Elfa i z nieprawdopodobną szybkością i zwinnością rzucił mu się do gardła, uśmiercając go w ten sposób.Widzący to Tauren, zupełnie zapominając o mojej obecności ruszył ku zwierzęciu.Wykorzystując jego nieuwagę, bez chwili zawahania posłałem w jego kierunku serię shadow bolt'ów, a widząc, że po tym opadł z sił dobiłem go konflegacją.Przeciwnik został pokonany.Dopiero teraz, oceniając sytuację na spokojnie, uświadomiłem sobie, że ów kot jest druidem gdyż na jego ramieniu widniał znak półksiężyca.Nie myliłem się, zwierzę zmieniło się w kobietę, dokładnie Elfkę, smukłych kształtów o długich zielonych włosach opadających na gładką twarz pokrytą tatuażami na policzkach, jej oczy przypominały parę brylantów.Natychmiast ją rozpoznałem, przede mną stała Yenefer.
- Yenefer! Skad wiedziałaś, że...
- Usłyszałam czyjeś głosy przejeżdżając tędy i to zwróciło moją uwagę. - odparła nie pozwalając mi dokończyć zdania.
- Tak czy inaczej dziękuję ci za pomoc, gdyby nie ty... - spojrzałem na nią z uśmiechem na twarzy. - Jak za dawnych czasów co? - dodałem.
- Tak, istotnie... - odpowiedziała obdarzając mnie wyjątkowo chłodnym spojrzeniem po czym odwracając się do mnie plecami zamierzała odejść.
Wtedy dotarło do mnie czemu tak się zachowała.
- Yen, ja... - jednak nie zdążyłem dokończyć mojej myśli, gdyż poczułem przeszywający ból w plecach.Natychmiast się odwróciłem i ujrzałem przed sobą wyniszczoną do granic ludzkiej wyobraźni twarz Undead'a, który w swej prawej ręce trzymał zakrwawiony sztylet, którym przed chwilą mnie ugodził.Pogardliwie śmiejąc mi się prosto w twarz zadał kolejny cios, tym razem w brzuch.Łapiąc się za ranę poczułem ciepło krwi sączącej się z niej.Upadłem na kolana.
- Yriel! - usłyszałem za sobą rozpaczliwy krzyk Yenefer.
- Zostaw mnie, ratuj własne życie, uciekaj! - odparłem resztkami sił jakie mi zostały, widząc, że przybyło trzech nowych przeciwników, - Nie dasz rady sama, jest ich zbyt wielu.
- Nie, nie pozwolę ci zginąć - i spowrotem zamieniając się w kota ruszyła ku przeważającym siłom wroga.
Była to ostatnia scena jaką widziałem, gdyż na skutek ran jakie odniosłem zaczęła otaczać mnie ciemnosć.Straciłem przytomność...
Obudziłem się.Na początku nie wiedziałem gdzie się znajduję.Po chwili zdałem sobie sprawę, że leżę w ciepłym posłaniu, szczelnie okryty kocem w chrakterystycznym pomeszczeniu, którego wystrój łączył ze sobą elementy przyrody z przedmiotami codziennego użytku.Bez wątpienia znajdowałem się w Darnass - stolicy Elfów.
- Nareszcie się obudziłeś, spałeś cały dzień. - usłyszałem znajomy głos dochodzący z pomieszczenia, w którym się znajdowałem.
Przy łóżku, po mojej prawej stronie w fotelu siedział Pexu, obok niego Guciu, który widząc, że odzyskałem przytomność podniósł ze stolika kubek z napojem, wstał i podszedł do mnie mówiąc:
- Masz wypij, to ci dobrze zrobi.
Po czym chwyciłem kubek i wypiłem jego zawartość, która w smaku przypominała miętę i miała właściwości ożeźwiające.
- Taa, gdyby nie taka znajomość Gucia w herbraiźmie, kto wie czy byś tu teraz z nami siedział - powiedział Pexu, uśmiechając sie lekko.
Wtedy przypomniałem sobie co się stało i pierwsze słowa jakie wypowiedziałem brzmiały:
- A gdzie Yenefer?Czy nic jej nie jest?
- Najwyraźniej nie skoro sama cię tu przyprowadziła. - odpowiedział Raj wchodząc właśnie do pokoju.
- Muszę z nią porozmawiac! - odparłem.
- Nie ma jej tu. - rzekł Guciu.
- Jak to nie ma? - zdziwiłem się.
- Tak po prostu, zaraz po tym jak cię tu przyprowadziła, opowiedziała nam co się stało i odeszła.
- Powiedziała dokąd idzie? - zapytałem.
- Niestety nie. - powiadomił mnie Raj.
- Eee tam nie przejmuj się nią, wiesz, że...
Ale w tym momencie przestałem słuchać tego co mówił Pexu.Moje myśli odbiegły gdzie indziej.Do osoby, o której była mowa, do Yenefer.Próbowałem poukładać w głowie wszystko to, co się stało.Przecież mogła mnie zostawić na pewną śmierć tam, w Tanaris.Jednak ona uczyniła coś zupełnie odmiennego.Obroniła mnie mimo iż sytuacja wydawała się beznadziejna, w przeciwieństwie do mnie nie straciła nadziei.Wtedy właśnie uświadomiłem sobie jak wielki błąd uczyniłem opuszczając Kaer Morhen, opuszczając Yenefer.Czy kiedyś jej o tym powiem, jeżeli będę mieć taka okazję napewno, jeśli nie, zostanie to moją tajemnicą... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
|
 |
Yenefer
Oficer KM
Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 15:29, 29 Wrz 2007 |
 |
Chciałam tez przeniesc moja prace ktora znajdowała sie w dziale Ogłoszenia.
Było już ciemno. Ale w oddali można było dostrzec postać. Była ubrana w skore
Przeplatana rzemieniami, u pasa przyczepioną miał buławę a na plecach zaś kij. Był to męszczyzna, miał na sobie płasz wędrowny z naciągniętym kapturem na głowę, z ów kaptura wystawały długie uszy, widać ze ów wędrowiec był elfem.
Od momentu, w którym porzucił uczęszczany szlak, kierunek wskazywał mu zamglona ściana gór, ośnieżone szczyty, Gdy wędrowiec był już bliżej górskiego łańcucha, musiał uważać, gdyż tereny wokół Kaer Morhen słynęły z dzikości i niedostępności, a szczerba w granitowej ścianie, którą należało się kierować, nie była łatwa do odnalezienia dla niewprawnego oka. Wystarczyło skręcić w jeden z licznych jarów lub wąwozów, by zgubić ją. Widać ze postać znała teren, znał drogę i wiedział, gdzie szukać przełęczy.
Las się zagęszczał. Nagle w oddali wędrowiec spostrzegł ruch, zareagował natychmiastowo, uskoczył za drzewo zostawił ekwipunek płaszcz, zdjął z pleców kij i zniknął wypatrując nieprzyjaciela, nie widział go. Wtem usłyszał szelest liści za plecami, odwrócił się bardzo powoli. Oczom jego ukazał wielki niedźwiedź. Zdziwił się gdyż wielki ciężki niedźwiedź nie dość ze umkną jego jastrzębiemu wzrokowi to jeszcze zaszedł, go bezszelestnie od tylu. Spostrzegł na jego ramieniu wytatuowany półksiężyc. Uśmiechnął się i usiadł.
- Witaj Yenefer– rzekł
- Coś widzę ze ci ostatnio zmysły szwankują... Grygory– odpowiedziało zwierze
- Starzeje się.
Po czym niedźwiedź zmienił się w jednej chwili w kobietę, smukłych kształtów, o zielonych włosach i długich szpiczastych uszach- również była elfem.
- Ty również do Kaer Morhen?
- Tak, na zachodzie pełno Orków, jestem wycięczona po wielkiej wojnie musze zregenerować siły, i poćwiczyć umiejętności.
- Tak... wojna, hordy ciągle przybywa...
- Wiem straciliśmy już Ronosa i Rywja, a Bezout zaginął. Walczyłam z nimi na pierwszym froncie, ale nie zdołałam ich uleczyć. – odrzekła druidka
- To nie jest twoja wina, sam widziałem, że nie mogliśmy im dać rady.
Yenefer spuściła głowę by ukryć łzy, jednak spod szaty było widać błękitne łzy spływające po jej wytatuowanych policzkach. Gregory objął ją.
- dalej utrzymujesz się z drobnych przekrętów i kradzieży?
- Wiesz, każdy żyje jak może, jestem w końcu Rogue, ale to w twoim kodeksie Druidzkim jest nie dopuszczalne jak sądzę?
- Oczywiście – odpowiedziała z całą stanowczością
Po czym wstała i odeszła w stronę Kaer Morhen. Gregory zebrał ekwipunek i ruszył jej śladem, żałując ze wogóle się odezwał.
Po kilku minutach marszu kamienistym korytem strumienia spostrzegli Gardziel - uskok utworzony nad jarem przez dwie wielkie omszałe skały, porośnięte pokracznymi, skarłowaciałymi drzewkami. Byli już blisko.
Przed bramą stało kilka osób, a na samym przedzie czarodziejka
- witamy w Kaer Morhen– odrzekła
- Yenefer z shadowglen i Gregory z Dolanar, witamy – powitał ich następnie krasnolud stojący dalej, podając im swą rękę.
- Witaj, Asiunka – odpowiedziała Yenefer. - Widzę, że jest tu was nie mało.
- Zgadza się, wszyscy szukają tu schronienia, jest Arthur, Arch, Ererith, Hyrju i jeszcze trochę innych wędrujących w te strony ludzi, aha Yriel też do nas niedawno dołączył.
- Yriel też jest? – zdumiała się Yenefer. – Wiele mu zawdzięczam tak samo jak Ronosowi.
- Tak, też słyszeliśmy o Ronosie – odrzekł Arinos, gnom stojący z buku.
- Ererith? – spytał Gregory?
- Taa
- Tak... pasujecie do siebie, ta sama profesja – odrzekła z zażenowaniem Asiunka.
- Oj nie czepiajcie się już go, zarabia na życie – wypalił wreszcie krasnolud. – klepiąc kompana po plecach.
- Towarzysze zacni! - odrzekł krasnolud. – nie gadajmy tylko wchodźmy do środka, szykuje się biesiada, a piwa mamy pod dostatkiem. – po czym wszedł do środka ciągnąc za sobą swój wielki topór.
Pozostali weszli również, zamykając za sobą wielki wrota. Podążając korytarzem, na których wisiały obrazy przodków Druidów oraz różnojakie bronie – doszli do sali głównej. Gdzie siedziało już kilka osób przy wielkim podłużnym stole. Wokół którego biegał duży pokryty czerwonymi łuskami demon, przewracając wszystkie krzesła po drodze.
- Yriel ! panuj nad swoim demonem. – krzyknęła Asiunka
Yriel zdejmując nogi ze stołu, wezwał demona do siebie, który posłusznie położył mu się przy nodze.
Przy stole siedział również czarodziej Arch, który sądząc po rozrzuconych kuflach z rumem – był w stanie dobitnego zalania. Po lewej siedziała zaś Ererith, która bez zastanowienia się rzucała nożami do tarczy zawieszonej na drzwiach, wbijały się one dookoła tarczy. Hyrju siedzący najdalej czyścił swoją zbroję i miecz, który na widok wchodzących ludzi pomachał wszystkim ręką.
Wszyscy zasiedli do stołu, a krasnolud przyniósł wszystkim piwa. Wszyscy pili w ciszy, aż wreszcie wstał Gregory i odrzekł:
- Słuchajcie. Jak wszyscy wiemy Hordy jest sporo, a pojedynczo nie damy sobie rady – zamknął oczy, odetchną i ciągnął dalej. – Zbierzmy razem siły przeciwko nim, razem będziemy mieć szanse, bo nie chciałbym nikogo z was widzieć martwego. Załóżmy gildie.
- Jakiś Ork przygrzmocił tobie mocno po łbie? – odpowiedział krasnolud
- Nie, proponuje walczyć z hordą wspólnymi siłami, co wy na to?
- Zgadzam się – wypaliła jako pierwsza Ererith.
- Świetny pomysł – dodała Asiunka
- Jestem za – odparł spokojnie Hyrju, dalej czyszcząc miecz z krwi.
- A w mordę ich lać trzea ! – krzyknął krasnolud
- Cieszę się że się zgadzacie, więc kto jest za... niech podniesie rękę.
Wszyscy zgodnie głosowali z wyjątkiem Arch’a który spał jak zabity.
- a co z Arch’em – spytał Gregory.
- On tez się zgadza, ale dajcie mu teraz spokój, dużo przeszedł. – rzekła Ererith, trafiając wreszcie w tarcze.
- Dobrze więc... a co z nazwą? – dobiegł głos z głębi sali.
- Myślę ze wszyscy zgodzą się ze mną ze nazwą powinna być właśnie ta warownia, Kaer Morhen.
- Mnie tam może być – zgodził się krasnolud, wypijając piąte piwo z kolei.
- Wznieśmy za to toast! Oznajmił Yriel, który od dłuższego czasu siedział nic nie mówiąc, i wpatrując się w swojego demona.
Wszyscy zgodnie wstali i wznieśli toast, wylewając przy tym połowę piwa na stół.
- Za Kaer Morhen ! – krzyknęła Yenefer.
- Za Kaer Morhen!!! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
Yenefer
Oficer KM
Dołączył: 02 Cze 2007
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 15:31, 29 Wrz 2007 |
 |
Oczywiście podaje jeszcze prace Bezout, ktorej nie może zabraknać, naszego kochanego byłego Officera i załozyciela gildii
Pewnego słonecznego dnia, siedząc sobie w ... w Goldshire, napotkałem wyziębionego gnoma. Żal mi się go zrobiło i wiedziałem że i mnie mogło by to spotkać zaprosiłem go do stolika.
Podziękował i przysiadł się. Okazało sie że miał na imie Jakes i pochodzil z ciepłych krain Tanaris. Podróżował statkiem i doszedł do Ironforge. Spotkał się z królem i oddał mu ważna depesze, która od razu musiał zanieść do króla Stromwind.
Trafił do knajpy, i tak się poznaliśmy. Piliśmy piwo i rozmawialiśmy. Po pewnym czasie dał mi jakis świstek do podpisania, okazało się ze ma zamiar sie na terenach Eastern Kingdoms stworzyć Gildie. Chciał odbić swoja ojczyzne ojczyzne z rąk Orków. Od razu przystapiłem
do jego gildii nie myslac dlugo. Tak oto powstała gildia Kaer Morhen ktora juz zrzesza wiele osobistości. Chyba najwazniejsza jest Hiryu, krótkonogi, zakuty w groźną stal i nielubiacy elfów dwarf. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
 |
 |
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|