FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Opowiadanie Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Kiela
Administrator
Administrator



Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 347
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pabianice

PostWysłany: Pią 19:08, 07 Mar 2008 Powrót do góry

Witam,

Zamieszczam dla was opowiadanie naszej kochanej Yenefer ;] Oczywiście zgodziła się je tutaj udostępnić.

Jeden rozdział napiszę w jednym poście. Miłego czytania.

Rozdział I

Było ciemno, padał deszcz, a w około gęsta mgła. Musiało być juz około północy,
ale to nic...
W końcu noc jest moim domem.
Nie płacz...łzy już nic nie pomogą, oni nie żyją, i nic na to nie poradzisz. Wspomnienia nadal powracają, o elfach, którzy polegli w walce z orkami, o bohaterach, o których historia nigdy nie zapomni, o wojownikach, druidach i kapłanach, którzy w ten czas stanęli
w obronie stolicy, którym nie należała się śmierć. Walczyli niosąc na ustach imię tego miasta, ginęli dla idei oraz po to by o nich pamiętano - Darnassus, najpiękniejsze miasto na świecie, stolica nocnych elfów, kolebka życia, kawał historii, którego twórcami są równie waleczni bohaterowie, którzy zapisali sie na kartach historii na zawsze. A teraz oni nie żyją... i nic nie zwróci im życia. Cmentarz Raven Hill - tu zostali pochowani, nie należał im się taki pochówek, powinno ich się złożyć na cmentarzu w shadowglem.
Nie zasłużyli na to.. nie oni. Nadal padało, lecz odniosłam wrażenie, że mgła lekko opadła, robiło się coraz zimniej.
Za plecami usłyszałam ruch, gwałtownie obróciłam się i ujrzałam szkielet sunący w moja stronę. Nie zwlekając sięgnęłam po kij przewiązany przez moje plecy, i strąciłam mu głowę z karku szybkim zamachem. Odeszłam, nie oglądając sie za siebie. Na granicy cmentarza stał mój wspaniały wierzchowiec, wielki tygrys z ciemną sierścią. Zapewne strasznie mu sie nudziło, sądząc po wielkim okorowanym dębie rosnącym tuż obok, na którym najwidoczniej musiał sobie ostrzyć pazury.
- Nudziło Ci się beze mnie Yumi?
Tygrys podbiegł i wtulił swą wielką głowę w moje ramiona. Jak zwykle ciesząc się na mój widok.
-Też cię kocham bestio, wiec jak? Ruszamy dalej?
Kot położył się dając tym samym znak by go dosiąść.
- Ruszajmy, niedługo zacznie świtać.
Idąc przez ciemny zamglony las, przedzierając się przez krzaki, natrafiliśmy na rzekę o wolnym i spokojnym nurcie.
- Musimy przebyć tę rzekę, doskonale wiesz o tym, że albo przepłyniemy albo poszukamy mostu. Wiem, że nie znosisz wody, ale poszukiwanie mostu nadłoży nam drogi. Nie parz takim wzrokiem na mnie, mi też się nie uśmiecha moknąć tę zimną noc. No już dobrze, ale jak zgłodnieję to będziesz przebierał tak szybko łapami, których żaden koń by się nie powstydził, do samego Goldshire. Tygrys najwidoczniej zadowolony ruszył ochoczo na przód wzdłuż koryta rzeki. Słońce już wschodziło, bardzo powoli i ociężale znad koron drzew na horyzoncie. Ale to nie było już to słońce, w Teldrasil prześwituje ono przez korony wysokich drzew tworzących wspaniały światłocień i tym samym przepiękny klimat panujący w tamtejszych elfickich lasach.
Most nadawał się do kapitalnego remontu, w paru miejscach brakowało kilkunastu desek, a inne były spróchniałe, liny były w opłakanym stanie a całość ledwie trzymała się kupy. Tygrys ze łzami w oczach ruszył przez rozpadający się most, deski skrzypiały i wyły, cała konstrukcja trzęsła się i obniżała pod ciężarem. Gdy jedna z desek pękła pod łapą kota, wtedy spłoszony zerwał się do biegu łamiąc następne deski pod sobą.
- Pięknie urządziłeś ten most, nie ma co. A teraz ruszaj, robię się głodna, nie mówiąc o tym, że jestem mokra i przemarznięta.
Wierzchowiec posłuszny rozkazom ruszył na przód zadowolony, że nie był zmuszony moczyć futra. Po długiej wędrówce przez las natrafili na szlak. Droga była prosta i wyłożona kamieniami. Długo szli, w oddali było już widać pierwsze domostwa. Weszli w uliczkę za kuźnią, doszli do gospody. Widniał na niej szyld „pod zbitym psem” – te nazwy robią się coraz lepsze. – Pomyślała
- Ruszaj dalej, tu nie mamy czego szukać.
Nigdzie nie było widać żadnych ludzi, przewijały się jedynie pojedyncze osoby. Mijali kolejne domy, pola uprawne oraz łąki. Na horyzoncie pojawiła się nagle wielka brama. Wielkie wrota rosły w oczach, obok znajdowały się wozy obronne, a z jednej i drugiej strony były osadzone dwie wielkie rzeźby przedstawiające siedzące lwy. Brama była otwarta, w dali widniała długa aleja.
- Stormwind… piękne miasto, dziedzictwo ludzi, ich duma i stolica. Tak Yumi wreszcie odpoczniemy.
Po obu stronach długiej alei znajdowały się ogromne pomniki ukazujące bohaterów czterech królestw walczących podczas wielkiej wojny. Wszędzie stało pełno straży, nic w tym dziwnego albowiem królestwo ludzi są najczęściej najeżdżane przez wrogie plemiona hordy. Gdy przejeżdżali krętymi uliczkami miasta, słońce było już wysoko na niebie. Ulice zapełniały się od ludzi, zwierząt i wozów z przeróżnymi towarami prowadzonymi na jarmark. Po prawej stronie znajdował się sklep z nabiałem, domy mieszkalne i gospoda, po lewej zaś budynek cechu gildyjnego, sklep Alchemiczny oraz budynek z dziwnym szyldem, którego litery układały się w napis „Clerc i Booty”. Zakręcili w wąską uliczkę omijając rynek, a także budynek aukcjonerski. Niektórzy ludzie schylali głowę na widok przejeżdżającego elfa na wielkim kocie, niektórzy zaś nerwowo wklejali plecy w ściany najwidoczniej bojąc się idącego spokojnie wierzchowca. Zatrzymali się przed gospodą „Pod zalanym krasnoludem”. Elfka zeszła z tygrysa a następnie przerzuciła lejce przez belkę wystającą ze ściany, gdzie były również przywiązane inne wierzchowce. Były to głównie konie różnej maści, ale także stała tam jedna koza – w języków krasnoludzkim zwana Ramą. W gospodzie było strasznie duszno i ciemno, mimo iż na zewnątrz było całkiem jasno. Do pomieszczenia wpadała jedynie małą struga światła przez zabrudzone okno. W izbie było tłoczno, stoliki zasiadali głównie sami krasnoludzi oraz gnomy. Najgłośniej było w dalszej części gospody przy stoliku, przy którym siedziało kilku krasnoludów i jeden gnom. Najprawdopodobniej grali w karty, gdyż jeden drugiego przekrzykiwał. Przy barze siedziały jedynie dwie osoby, byli nimi ludzie. Barman – on również był człowiekiem, widząc podchodzącą elfkę przestał szorować coraz już brudniejszy kufel. Poprawił uczesanie, wytarł ręce w fartuch i odrzekł.
- Witam nadobna pani, w czym mogę służyć?
- Caedmil, czy znajdzie się ciepły nektar z miodem oraz woda i duży kawał mięsa dla mojego kota?
- Oczywiście, wedle życzenia, jednak mięso będzie dopiero po południu od naszego rzeźnika. Chyba, że wyślę się kogoś… który tam jest? Cegiełka! chodź no tu.
Krasnolud zwany cegiełka podbiegł szybko, wyglądał na godnego zaufania i całkiem trzeźwego. Co w przypadku tego drugiego było rzadkością.
- Tak szefie?
- Skocz no tam do naszego majstra rzeźnika, przynieś tam ze pięć kilo mięsa wieprzowego, najlepiej w tej chwili i na jednej nodze, a jeśli będzie nie świeże to pozbędziesz się swojej brody. Weźmiesz także trzy wiadra wody ze sobą, nakarmisz i napoisz tego wielkiego kociaka na podwórzu. Albowiem takie jest życzenie tejże uroczej damy.
- Służę, o pani.
Krasnolud zwany cegiełka zgrabnie przeciskając się między stolikami i natłokiem ludzi, wybiegł z izby. W tym momencie karczmarz zwrócił się ponownie do elfki.
- Jednakże jest jeden kłopot, szczerze mówiąc nie bardzo przyjmuję elfickie monety. Proszę mi wybaczyć, że tak późno o tym wspominam. Proszę o wybaczenie, Panienka może sobie wymienić pieniadze w pobliskim banku, czy wysłać kogoś by się tym zajął?
- Nie trzeba Gospodarzu, proszę się nie kłopotać. Mam ze sobą srebrniki Krasnoludzkie, czy mogę nimi uiścić rachunek?
- Tak, tak... Jak najbardziej. Przepraszam, że o tym zapomniałem, proszę wybaczyć. Już podaję.
Karczmarz wszedł na zaplecze. W rogu izby wybuchł śmiech i przekleństwa w języku ludzkim i krasnoludzkim. Po czym jeden z krasnoludów krzyknął przez izbę do krasnoluda siedzącego w oddali przy barze, którego nie spostrzegła wcześniej.
- Tee! Will! Przestań ty chlać wreszcie i zagraj no tu z nami! Bo przepijesz kiedyś własne portki!
- Zostaw go Niszkuta, co ma wojak robić gdy wojny nie ma? Niech se chleje, żołądek nie butelka, nie pęknie. A ty rozdawaj, ten cholerny gnom ogrywa nas jak się patrzy.
Elfka wstała i przechodząc wzdłuż izby, mijając dwóch ludzi również się siedzących przy barze – podeszła do krasnoluda, siedzącego na samym końcu. Był średniej wysokości, miał rude włosy upięte częściowo z tylu w kuca, oraz długą rudawą brodę. Jego ręce spoczywały na blacie stołu w pobliżu, których stało kilka sporych kufli po piwie i szklanek, najwyraźniej po czymś mocniejszym. Krasnolud wyglądał jakby wypił, co najmniej beczkę piwa, jego oczy błądziły po sali nerwowo kogoś szukając.
- Barman! Daj mnie jeszcze burbona, bo mnie w gardle suszy.
- Willus? To Ty?
- Że co? Zostawcie mnie psy niewierne, bo inaczej rozpłatam łepetynę jednym machnięciem topora!
Elfka usiadła obok Krasnoluda, w tym samym momencie wrócił barman niosąc ze sobą nektar i miód. Podszedł do krasnoluda i postawił pełen kufel obok niego, wylewając część na blat.
- Zalany znów, nich się panienka nie przejmuje nim, takiemu to nudno, gdy nie ma, komu, z kim po łepetynach na polanie lać. Wiec przesiaduje taki w karczmach, wtłaczając w siebie coraz większe ilości alkoholu.
- Znam tego postrzeleńca niestety.
- Doprawdy? Strzeli mu zatem panienka raz, drugi w twarz to otrzeźwieje.
- Mam lepszy pomysł.
Kilkoma skomplikowanymi ruchami dłoni i wypowiedzeniem skomplikowanej formuły w języku elfickim, stworzyła małą chmurkę nad głową krasnoluda, z której to zaczął padać deszcz. Krasnolud momentalnie podniósł się na równe nogi.
- Co do czorta?
Woda ściekała z jego głowy wąskimi strumykami ginąc w gęstej rudej brodzie.
- Kto śmiał!?... Yenefer? To ty?
- Tak Willus to istotnie ja.
- Przepraszam cię... Musiałaś jednak mnie moczyć? Nie mogłaś tego zrobić w cywilizowany sposób?
- Mogłam, ale zależało mi na tym byś szybko wytrzeźwiał, gdyż rozmowa jest wtedy przyjemniejsza i bardziej konkretna.
- Każdego normalnego pachołka strzeliłbym za to w pysk... Ale. Nieważne, cieszę się ze cię widzę, co cię tu sprowadza?
- Mój mistrz, przyjechałam, aby pobrać u niego nauki. A może znajdzie się tu jeszcze dla mnie jakaś praca przy okazji.
- Szczerze wątpię, tu od dawna nie ma, kogo leczyć, twoje ziołolecznictwo raczej się tu na wiele nie zda w najbliższym czasie. Widzisz sama jak jest, żadnej wojny, bitwy, potyczki... Psia mac! Tu nawet nie ma, z kim zrobić porządnej rozróby. Cicho i spokojnie już od dawna, każdy wojskowy bąki zbija w karczmach i gościńcach.
- A ty bierzesz z nich przykład... No cóż, przynajmniej uzupełnię zioła i resztę składników do sporządzania eliksirów, zwiedzę także trochę miasta.
- Strasznie nudne zajęcie, jak wolisz, ale ja się stad nie ruszam.
- Czy to twoja koza stoi na zewnątrz?
- Nie koza tylko Rama, oczywiście ze moja, a myślałaś ze, kogo?
- Mogłam się domyśleć, jesteś jednym z niewielu krasnoludów, którzy dosiadają jeszcze te zwierzęta. Są dużo szybsze i wygodniejsze zwierzęta służące do transportu.
- Bo do ramy trzeba mieć złotą głowę i żelazne dupsko. A krasnolud dosiadający konia czy inne cudactwo to nie krasnolud. I nie przekonasz mnie do żadnego innego cholerstwa. Jak mnie pamięć nie myli to nadal jeździsz na tej wielkiej bestii, która chciała mi odgryźć nogę?.. No i może cos jeszcze.
- Yumi nikogo by nie skrzywdził, przynajmniej nie bez mojego pozwolenia.
- Dobra, dobra ja wiem swoje.
Gwar nagle się podniósł przy stoliku, wokół którego zasiadali krasnoludzi i gnom, grający w karty.
- Ty parszywy psie! Krzyknął jeden z krasnoludów. - Oszukujesz cały czas! Połowa moich kompanów przegrała już swe portki a ty się tylko wzbogacasz.
- Spokojnie panowie, najpierw to trzeba umieć grac, a później mieć jakiekolwiek pretensje. – Odpowiedział gnom
- Ja ci cholero pokażę! Ze ja niby nie umiem grac?!
I w jednym momencie krasnolud zwany Niszkuta złapał swoimi szerokimi rękami na kubrak gnoma i cisnął nim z łatwością przez izbę. W tym momencie Yenefer wyciągnęła rękę, wycelowała nią w podłogę i wypowiedziała formułę. Cała podłoga zarosła w jednej chwili gęstą trawą i kwiatkami, co zamortyzowało upadek gnoma.
- Va Fail Will.
- Trzymaj się maleńka, dzięki za odwiedziny.
Yenefer wstała i gracją podążyła w stronę wyjścia, lecz zanim wyszła gospodarz najwyraźniej otrząsając się z osłupienia przez ostatnie wydarzenie odzyskał mowę.
- Nadobna pani... A co z tym zielskiem? Gospoda zarośnie mi grzybami.
- Więc radziłabym regularnie kosić, grzyby zaś przydatne będą w kuchni, nieprawdaż?
Gospodarz miał najwyraźniej coś jeszcze powiedzieć, ale się rozmyślił. Elfka odwróciła się i wyszła, mijając po drodze leżącego wciąż w gęstej trawie. Na zewnątrz było tłoczno. Przy wierzchowcach zaś kręciło się dwóch ludzi, z wyglądu przypominali zwyczajnych rzemieślników, ale było widać ze dobierali się już do juków jednego z koni – byli rabusiami.
Yenefer widząc to, zamknęła oczy, złożyła dłonie w gest, po którym z suchej kamienistej drogi wyrosły grube pnącza. Owinęły one ciasno, mocno, profesjonalnie, dwóch opryszków, przytwierdzając ich do ulicy.
- Szanujcie panowie cudzą własność, jak sobie tak poleżycie do jutra to może nabierzecie trochę rozumu do głów.
- Znów rozrabiasz... Yenefer. – Z gospody wyszedł pewnym krokiem wysoki elf, o długich siwych włosach i ciemnej karnacji skóry. Ubrany był w ciemny strój podróżny ze skóry. Przy pasie miał dwa sztylety w skórzanych pochwach, z grawerowanymi rękojeściami. Buty grubej skóry zawiązane na rzemienie. Na jego twarzy malował się głęboki uśmiech.
- Assasin! Miło cię widzieć. – Odpowiedziała, uśmiechając się.
- Ciebie również, ładna trawka tam w gospodzie.
- Dziękuję, powiedz mi... Dlaczego cię nie widziałam?
- Dlatego, że nie chciałem być zauważony. Nie przepadają za mną w tej gospodzie, a piwo jest tu wyborne. Ale mniejsza o to, mam tu zadanie do wykonania, spotkamy się jeszcze. Może wieczorem nawet.
- Masz taką nadzieję?
- Ja to wiem. Do zobaczenia... Wkrótce.
- Miło było cię widzieć.
- Ciebie także. – Odrzekł Assasin i odszedł w stronę wąskiej uliczki.
Yenefer przeszła przez ludzi przywiązanych do chodnika, odwiązała tygrysa, który wyszczerzył swoje kły na opryszków i podążył za elfką.
- Nie zostawisz nas tutaj! Wypuść nas!
- Nie? No to patrzcie.
I odeszła, skręcając w uliczkę na lewo. Idąc spokojnie przed siebie, mijali kanały miejskie, bibliotekę, dalej studnię, – przy której bawiły się dzieci, na widok kota pochowały się w trudno dostępne miejsca dla dorosłych ludzi. Skręcili na prawo, przeszli przez most i doszli do większego placu, na środku, którego stała ogromna fontanna, w środkowej jej części znajdowała się rzeźba człowieka, najprawdopodobniej wojownika, – z którego tryskała na wszystkie strony woda. Na około fontanny umieszczone były ławki, obok których posadzone były drzewa. Siedzieli tam ludzie oraz elfowie. Byli to kapłani i magowie, dyskutowali oni na tematy swych profesji, spraw związanych z magią oraz cudownymi wynalazkami ułatwiającymi życie i pracę w zakresie magii. W oddali znajdowała się wspaniała katedra, duma społeczności ludzkiej, w której szkolili się kapłani oraz wojownicy korzystający z podstaw arkanów magii. Pobierał w niej nauki sam Kakashi, wyższy palladyn stowarzyszenia obrońców stolicy. Został on głównodowodzącym lekkiej piechoty broniącej murów miasta oraz całego królestwa Azeroth. Zaś głównym wodzem sił alianckich jest szaman Daniel, poprowadził on ludzi do wielu zwycięstw nad plemionami hordy. Jest on jednym z ocalałych po katastrofie Draeonoru – to społeczeństwo jako jedyne z ludów sił sprzymierzonych Azerothu, poznało tajemnicę wiedzy szamańskiej, która była jak do tej pory dostępna wyłącznie w szeregach hordy. Daniel, jako przedstawiciel społeczności Draenei jest także głównodowodzącym Szamanem armii przymierza. Podczas wielkiej wojny tak samo Kakashi jak i Daniel, stracili wielu ludzi w walce, jednakże doprowadzili oni do miażdżącego zwycięstwa sił sprzymierzonych, – co na zawsze zapisało się na kartach historii.
Nie zwlekając ruszyli dalej przed siebie, w tej części miasta nie wzbudzali już zaciekawienia ludności. Mijali grupki ludzi, elfów a także krasnoludów i gnomów, dyskutujących między sobą. Doszli pod same schody wielkiej, bogato zdobionej, strzelistej, z dwoma wieżyczkami, białej katedry. Piękne witraże z kolorowego szkła w oknach świątyni, przedstawiały różne wydarzenia historyczne. Wysoko na ścianie głównej wierzy, znajdował się ogromny zegar. Skręcili w lewo, w kierunku stajni. Yenefer pozostawiła w niej wierzchowca, i powróciła w stronę katedry. Przy drzwiach stało dwóch strażników, którzy na widok elfki stanęli dumnie prezentując broń. Otworzyli drzwi i ukłonili się. Weszła do środka, omijając filary przeszła przez długi korytarz. Po chwili podbiegła do niej kobieta, sądząc po ubiorze była to adeptka szkoły kapłańskiej.
- Chwała wielkiej Tyrande, w czym mogę panience pomóc? – Odrzekła
- Druidka Yenefer Meringot z wizytą do kapłanki Nadin.
- Oczywiście, kapłanka przebywa w swej komnacie, proszę za mną. – Odpowiedziała kobieta, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła wzdłuż długiego korytarza.

Na ścianie po prawej stronie znajdowały się obrazy przedstawiające przeróżne sztuki lecznictwa, elementy magii oraz jej zastosowania przez uczniów jak i mistrzów świątyni. Obrazy oświetlone były wielkimi świecznikami. Na końcu korytarza znajdowały się duże kręte schody prowadzące w górę. Adeptka prowadziła dalej. W ścianach spiralnych schodów znajdowały się duże świece osadzone na bogato zdobionych świecznikach. Wchodząc w następny korytarz, tym razem z wysokim sklepieniem, Druidka spostrzegła, iż na półokrągłym sklepieniu znajdował się ogromny obraz przedstawiający społeczność kapłańską podczas nauk. Po obu stronach korytarza znajdowały się sale, w których uczono posługiwania się magią, ćwiczono umiejętności wykorzystywania jej w celach leczniczych, a także doskonalono sztuki alchemiczne oraz ziołolecznictwo. Drzwi od sali na prawo były otwarte.
Yenefer spostrzegła, że odbywał się w niej wykład. Kierował nim wysoki, młody elf, o długich granatowych włosach sięgających ramion, w fioletowej szacie, z opaską na czole. Prócz niego w komnacie znajdowały się młode elfki i kobiety. Zasiadały one po 3 osoby w ławkach przed elfem. Adeptka spostrzegła, ze Yenefer się zatrzymała.
- Czy coś się stało? – Spytała
- Powiedz mi proszę, któż o wykłada w tejże sali?
- Ahh... To mistrz Scorpion, wspaniały nauczyciel. Posiada ogromną wiedzę, i potrafi również wspaniale przekazać ją innym. – Mówiąc to adeptka lekko zarumieniła się a jej wzrok powędrował w stronę podłogi.
- Dlaczego mistrz Scorpion wykłada swe nauki wyłącznie dla samych kobiet? – Spytała Druidka spoglądając to na adeptkę, to na Elfa.
- Mistrz Scorpion sam dobiera sobie uczniów, wybiera najbardziej ambitnych i utalentowanych.
- I do tego najmłodsze z tego, co widzę... Czy w katedrze są jacyś mężczyźni?
- W innej części katedry znajduje się miejsce gdzie szkoli się paladynów, lecz jest to miejsce oddzielone i nam adeptkom nie wolno tam przebywać.
- Aha... Rozumiem, wspaniały mistrz Scorpion tak? – Stwierdziła, uważnie przyglądając się adeptce. Lecz ta nic nie odpowiedziała, rumieniąc się jeszcze bardziej. – Prowadź, zatem do kapłanki Nadin.
Yenefer rzuciła ostatnie spojrzenie na to, co działo się w sali. Scorpion pokazywał jednej z adeptek, prawidłowe ruchy dłoni podczas rzucania zaklęcia, obejmując jej dłonie, stojąc za nią. Uczennica najwyraźniej byłą zakłopotana i lekko zarumieniona.
Za korytarzem znajdował się następny, prowadzący do dużych dębowych drzwi z rzeźbionym słońcem i księżycem. Kobieta zatrzymała się przed nimi, zapukała i otworzyła drzwi, gdy usłyszała głos dochodzący z za drzwi, po czym zachęciła gestem do wejścia. Byłą to okrągła komnata, pod ścianami stały regały, na których znajdował się ogromny zbiór ksiąg i zwojów, a także słoików z różnokolorowymi substancjami. W głębi komnaty znajdowało się ogromne biurko leżało wiele przedmiotów, między innymi zwoje pergaminów, księgi, perfumy, fiolki z eliksirami a także różne magiczne przyrządy, których Yenefer nigdy wcześniej nie widziała.
- Druidka Yenefer Meringot, w sprawie do najwyższej kapłanki. – Odrzekła adeptka
- Dziękuję ci, możesz odejść. – Odpowiedziała Elfka stojąca w głębi komnaty, wyglądając przez okno.
Kobieta ukłoniła się i wyszła zamykając za sobą drzwi. Elfka odeszła os okna i uściskała Yenefer.
- Yen! Cieszę się, że cię widzę.
- Ciebie również miło widzieć Nadin.
- A powiedz mi jak minęła tobie podróż? – Spytała
- Całkiem przyjemnie, dziękuję.
- Siadaj proszę i opowiadaj, co się dzieje w świecie. Przyjechałaś prosto z Darnassus?
- Istotnie. W stolicy jest spokojnie od paru lat. Kapłanka Shani Wydała edykt w związku z napływającymi ludźmi do miasta, ma to jakoby poprawić stosunki między poszczególnymi rasami, oraz zapobiec przeludnieniu miasta.
- Tak wiem, zostałam o tym poinformowana. – Stwierdziła Nadin
- Ogólnie żadnych rewelacji, jedynie w Ashenvale została stłumiona rebelia Orków, napadających na Astranar. Zostali wybici, co do nogi.
- Jestem przeciwniczką śmierci, ale ich trzeba tępić wszystkimi dostępnymi środkami, i nie pozwolić im na panoszenie się po elfickich lasach. – Odpowiedziała z goryczą Kapłanka. – W Stormwind jednak spokój od dłuższego czasu, co jest trochę dziwne, biorąc pod uwagę to, że miasto było jeszcze niedawno regularnie najeżdżane. Boję się, iż Horda zbiera siły na duży najazd, a wtedy poleje się krew... i to krew ludzi słabszych i niewinnych jak to mają w zwyczaju czynić. Kakashi oraz Pexu od tygodni przygotowują wojska do obrony królestw Azerothu przed najazdem, my tu w świątyni też przygotowujemy się na taką ewentualność.
- Pexu? Czy to znaczy, że on został wodzem? – spytała zaciekawiona Yenefer.
- Tak, przewodniczy w szkoleniu żołnierzy w starej części miasta. Kakashi zaś, szkoli Paladynów tu w katedrze. W ostatnim czasie, nie widziano ich zbyt często, Saphirę też to martwi. Jednak ona najczęściej zagląda do niego, prócz służby, jej jednej wolno, zaglądać do ośrodka szkoleń mężczyzn, od kiedy są małżeństwem.
- Saphira i Kakashi wzięli ślub? – spytała Yenefer
- Sama im go udzielałam. – stwierdziła Nadin
- Cóż... przynajmniej są szczęśliwi – rzekła po chwili milczenia patrząc w kąt izby, najwyraźniej czymś zaciekawiona.
- Saphi też tu jest, relaksuje się w łaźni. Będziesz miała okazję sama z nią porozmawiać. Jesteś zmęczona jak przypuszczam?
- Lecę z nóg – odpowiedziała Druidka podnosząc głowę.
- Przygotuję ci komnatę, ażebyś się nie błąkała po gospodach i gościńcach szukając noclegu.
- Dziękuję ci Nadi, jestem ci wdzięczna.
- Nie ma, o czym mówić, ale musisz być na jutrzejszym bankiecie. Jutro wieczorem, w Mage Quarter, Arcymag Qrcio Organizuje bankiet, na który zaproszone są same sławy w dziedzinie magii, ciebie po prostu nie może tam zabraknąć. Mam nadzieję, że masz się, w co przebrać?
- Naturalnie moja droga, z tym nie będzie problemu. Jednak, nie zostałam na ten bankiet zaproszona.
- Tym się nie przejmuj, poinformuje Qrcia że przyjechałaś do miasta, nie będzie miał nic przeciwko. – odpowiedziała Nadin, po czym klasnęła trzykrotnie w dłonie.
Jedna z adeptek weszła do komnaty, po czym ukłoniła się nisko. Kapłanka zwróciła się do niej.
- Proszę przygotować komnatę gościnną, oraz gorącą wodę w łaźni dla panny Yenefer.
- Służę... proszę za mną panienko. – odpowiedziała z godnością kobieta.
- Dziękuję Nadin, do zobaczenia jutro wieczorem – odrzekła Yenefer
- Do zobaczenia, umyj się i odpocznij.
Łaźnia znajdowała się w dolnej kondygnacji jednej z wieżyczek. Gdy służąca otworzyła drzwi, ze środka wydobyła się gęsta para. Całe pomieszczenie wypełnione było gęstą ciepłą parą wodną, wydobywającą się z drewnianych bali wypełnionych gorącą wodą. W jednej z nich Yenefer dostrzegła elfkę po szyję zanurzoną w wodzie. Służąca zachęciła gestem Druidkę by się rozebrała i podała jej swój ubiór. Zaczynając od góry Yenefer powoli rozpięła zieloną tunikę obszywaną skórą, przyozdobioną czarnymi piórami oraz różnokolorowymi liśćmi, zapinaną na tygrysie kły. Zdjęła z siebie koszulę, rękawice ze skóry, rozpięła pasek z wężowej skóry, a następnie pozbyła się skórzanych spodni podszywanych gdzieniegdzie liśćmi oraz piórami drapieżnego ptaka. Gdy ściągnęła wysokie buty ze smoczej skóry, stanęła bosymi stopami na zimnej, kamienistej podłodze, dostała gęsiej skórki, mimo iż w komnacie było przeraźliwie gorąco. Na końcu zdjęła z siebie bransolety, diademik umieszczony w koronie bujnych zielonych włosów, oraz kolczyki wykonane z kłów oraz liści. Pozbywając się bielizny podała całość jednej z służących, i podeszła do elfki biorącej kąpiel. Wplotła dłonie w jej długie jasno zielone włosy, rozczesując je palcami. Zaczesała je w tył za długie uszy.
- Witaj Saphi – Odrzekła Yenefer
- Witaj Yen – odpowiedziała Elfka odchylając głowę w tył, patrząc na przyjaciółkę. – Wskakuj do wody, jest przyjemnie ciepła.
Yenefer weszła do bali wypełnionej prawie po brzegi wodą, w której mogły zmieścić się z łatwością 4 osoby, zanurzyła się w niej po szyję.
- Co tam u ciebie słychać? – Zagadnęła Yenefer po chwili ciszy i relaksu w kojącej toni.
- Bez żadnych rewelacji, niedawno wróciłam z dalekiej wyprawy, na Mount Hyjal. Towarzyszyłam Kakashiemu i jego grupie. Jak widzisz tak samo jak ty zatrzymałam się u Nadin. A ty skąd przyjechałaś?
- Z Kalimdoru, z Darnassus dokładniej. Przyjechałam złożyć wizytę naszemu drogiemu Arcydruidowi i pobrać u niego nauki.
- Mistrza Nie ma, był jeszcze wczoraj lecz wyjechał z samego rana w jakiejś ważnej sprawie. Najprawdopodobniej będzie dopiero jutrzejszego dnia. – odpowiedziała Saphira, sięgając po mydło.
- Dokąd? – Spytała z zaciekawieniem Yenefer
- O tym nie zostałam poinformowana. Wiem tylko, że wraca na zajutrz.
- Dobrze, dzięki bardzo... Mnie się aż tak bardzo nie śpieszy, zostanę nieco dłużej w Stormwind, a poza tym jestem okropnie zmęczona.
- Zaczynamy gadać od rzeczy, ale powiedz mi Yen... Jak tam twoje stosunki z mężczyznami? – Zapytała uważnie przyglądając się przyjaciółce.
- Wiesz Saphi? Chciałam zapytać cię o to samo. – Odpowiedziała, również uważnie spoglądając na nią.
- Ahh... Więc już wiesz? Tak, wyszłam za Kakashiego. To wspaniały człowiek, nawet nie wiesz ile mu zawdzięczam. Oświadczył mi się w czasie ostatniej bitwy przeciwko hordzie, gdy zajmowałam się nim po odniesieniu poważnych obrażeń.
- Saphi, ale...
- Nie Yen, - przerwała jej. – On uratował mi życie, zasłonił mnie swym ciałem, gdy strzała z łuku posłana przez jednego z Troli miała mnie uśmiercić. To mogłam być ja... Sobie sama nie dałabym rady pomóc, gdyby przeszyła ona moje plecy. Narażając własne życie, przejął strzałę przeznaczoną dla mnie.
- Ale on jest człowiekiem. Wiesz, że ludzie żyją krótko, a w ciągu ostatnich lat jeszcze krócej. On się zestarzeje i umrze, a ty będziesz na to patrzeć nie mogąc nic zrobić to temu zapobiec, nie mając wówczas ani jednej zmarszczki więcej. Będziesz patrzeć jak umiera, a wtedy twój żal i smutek będzie nie do opisania.
- Już patrzyłam jak umiera, tam w Orgrimar... Ze strzałą w piersi, wyznał mi wtedy miłość. Ja go również kocham, wiem, że to kiedyś nastąpi... Iż będę musiała ponownie spoglądać na śmierć ukochanej osoby, ale to jest mój wybór. To jest miłość Yen... Czułaś kiedyś coś takiego do jakiejś osoby?
- Tak... kiedyś... ale to już przeszłość. Masz rację, cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Życzę wam obojgu jak najlepiej – odpowiedziała Yenefer, obejmując przyjaciółkę.
- Dziękuję ci.
- Czy ty również wybierasz się na jutrzejszy bankiet w Mage Quarter? – spytała Yenefer.
- Ależ oczywiście. Jeśli Qrcio wystawia bankiet to będą poruszane na nim głównie tematy dotyczące polityki, więc tym samym ogólnie nudno. Ale zawsze można towarzystwo nieco rozruszać.
- Tak jak kiedyś – dodała Yen uśmiechając się.
- Taaak... chyba nieco przegięłyśmy wtedy, ale musisz przyznać, że było zabawnie – odparła Saphira, na której twarzy również zagościł głęboki uśmiech.
- Czy masz na myśli tę sytuację na zgromadzeniu Druidów w Moonglade czy w Astranar?
- W Nighthaven.
- Mistrz nie był tym zachwycony – stwierdziła Yenefer
- Fakt... ale widziałaś jak na nas mężczyźni spoglądali?
- Tak, na ich twarzach malowało się jednocześnie zdziwienie jak i zadowolenie.
- Osłupieli na ładne 15 minut. – dodała chichocząc.
- Nic w tym dziwnego, jak wyskoczyłyśmy na zebranie w tych wyzywających ubraniach.
- A właśnie, miałam zapytać cię skąd miałaś te wspaniałe wdzianka?
- A to moja droga, od wspaniałego Gnoma, mistrza szwu, Sharpiego. Wykonuje na zamówienie szaty, jest po prostu boski w tym co robi.
- Musisz mnie z nim zapoznać. – odrzekła
- Oczywiście, przy najbliższej okazji.
Do łaźni weszły służące, niosły w rękach ubrania oraz duże białe ręczniki.
- Szanowne panie wybaczą, wasze ubrania zostały wyprane, wysuszone i umieszczone w waszych komnatach. – odrzekła jedna z kobiet.
- Dziękujemy wam – Odrzekła Saphira, po czym zwróciła się do Yenefer. – Widzę, że koniec tego wylegiwania się.
- Rzeczy z juków panienki Yenefer również zostały umieszczone komnacie. – rzekła druga kobieta.
- Dziękuję bardzo. – odpowiedziała.
- Zaprowadzę panią Yenefer do jej komnaty, możecie odejść. – odrzekła z gracją Saphira do służących wciąż stojących w izbie.
Kobiety wyszły. Elfki wyszły z bali, sięgnęły po ręczniki i zaczęły się wycierać. Następnie ubrały się w gustowne szaty przyniesione przez służące. Wyglądały w nich identycznie, różniły się jedynie rodzajem tatuażu wokół oczu i odcieniem włosów. Wyszły razem, idąc długim korytarzem udekorowanym wielkimi obrazami oraz bronią wiszącą na ścianach. Minęły dwa zakręty po drodze, gdy trafiły na spiralne schody prowadzące do jednej z wież katedry. Komnaty gościnne znajdowały się na całej długości korytarza opisanego na półkolu. Saphira szła przodem, wskazała przyjaciółce przedostatnie drzwi na końcu korytarza.
- Moja sypialnia znajduje się tuż obok, więc daleko nie będziesz miała – odrzekła
- Dzięki Saphi, jestem zmęczona podróżą, więc od razu się położę. Zobaczymy się jutro.
- Do zobaczenia. Przyjdę do ciebie jutro wieczorem, trzeba przecież wyszykować się na bankiet.
- Dobrze. – zgodziła się Yenefer. – Dobrej nocy życzę.
- Tobie również. – odpowiedziała odwracając się na pięcie, wchodząc do swojej komnaty i zamykając za sobą drzwi.
Yenefer po chwili otworzyła dębowe drzwi i weszła do środka. Komnata byłą duża, z sufitu zwisał bogato zdobiony kryształowy żyrandol. W jednej części stało wielkie łoże z czterema kolumienkami, do których przymocowany był daszek z czerwonej tkaniny. W drugiej zaś części izby znajdował się duży regał ze stolikiem, nad którym wisiało lustro, a po jego obu stronach znajdowały się dwa świeczniki. W ścianie na wprost drzwi znajdowało się okno zasłonięte do połowy dużymi szkarłatnymi zasłonami oraz koronkowymi firankami. Podeszła do łoża, po lewej stronie umieszczona była szafka nocna ze stojącym na niej świecznikiem. U stóp łóżka stał duży kufer, na którym leżały ubrania oraz inne rzeczy z juków wierzchowca. Po prawej stronie stał oparty o ścianę kij, broń, którą posługiwali się magowie oraz inne osoby korzystające głównie z magii, a w tym druidzi. Zrzuciła z siebie szatę i padła na łoże. Pościel była przyjemnie miękka, utonęła w niej czując przyjemną ulgę. W komnacie powoli ciemniało, ustały głosy dochodzące z zewnątrz... wspomnienia znów wróciły, tym razem te przyjemne... zagościły w jej głowie, przyjemnie kojąc i uspokajając... Zasnęła.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kiela
Administrator
Administrator



Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 347
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pabianice

PostWysłany: Pią 19:33, 07 Mar 2008 Powrót do góry

Rozdział II

Pierwsze kroki usłyszała po pewnej chwili, nie dobiegały z za drzwi, lecz od strony okna. W komnacie panował mrok, wzrok był tu nie potrzebny, kroki chodź ciche, ostrożne, profesjonalne, - dla wyczulonego słuchu elfa były słyszalne. Niewidzialna postać zbliżała się powoli. Yenefer poczuła oddech na szyi... Powolny, kontrolowany. Momentalnie zerwała się z łoża wyciągając ręce przed siebie, poczuła opór. W jednej chwili wyczuła napastnika, łapiąc go za przeguby i gardło, całym ciałem przygniatając go do podłogi.
- Mmm... Widzę, że jesteś bezpośrednia. – Yenefer poznała ten głos, wiedziała, kim jest ów napastnik.
- Assasin?
- Tak słodziutka, to ja. Och jak miło – odrzekł elf spoglądając na jej nagie ciało.
- Ty cholero... ty zarazo – odpowiedziała ze złością uśmiechając się lekko.
- Też cię kocham. Naprawdę mi miło, ale posłuchaj... Mamy dwie możliwości, wejdziemy na to wygodne łóżko lub pozostaniemy w tej pozycji. Chciałbym jednak zdjąć przynajmniej buty, i miałbym do ciebie małą prośbę... Czy mogłabyś zabrać już łokieć z mojego gardła?
- A z jakiej to racji?
- A choćby z takiej... – Odrzekł powoli i delikatnie obejmując ją silnymi dłońmi. Druidka zwolniła rękę, co wykorzystał Assasin, uniósł głowę i pocałował ją. Odpowiedziała tym samym, przenieśli się na łóżko... Utonęli w rozkoszy. Komnata początkowo jasna dla nocnych elfów stała się rozmazana, niewyraźna... Okno zaparowało. Było im wspaniale.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kiela
Administrator
Administrator



Dołączył: 13 Lip 2007
Posty: 347
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pabianice

PostWysłany: Pią 19:34, 07 Mar 2008 Powrót do góry

Rozdział III



Za oknem było już jasno. Promienie słońca wpadały do środka, przez częściowo zasłonięte okno. Yenefer lekko otworzyła oczy, spał przy niej. Wtuliła się bardziej w jego ramiona, również był nagi. Oddała się wspomnieniom z ubiegłej nocy, przyjemności, której tak bardzo było jej brak. Pocałowała go... Nie spał, odwdzięczył się tym samym.
Wtem z za drzwi dobiegł ich dźwięk kroków, a następnie pukanie do drzwi jednej z adeptek świątyni.
- Panienko Yenefer. Jest południe, przespała panienka porę śniadaniową, więc przyniosłam posiłek.
- Assasin musisz stąd znikać, szybko ubieraj się – powiedziała szeptem ze zdenerwowaniem Druidka gramoląc się z łoża.
- Tak szybko chcesz się mnie pozbyć? – Odpowiedział Elf z uśmiechem na twarzy, ubierając się powoli.
- Nie drocz się ze mną, mówię poważnie. Jak cię tu znajdą to nie będę tu mile widziana? Poza tym wiesz, że mężczyznom nie wolno tu przebywać.
- Panienko Yen? Jest tam panienka? – Dobiegł z za drzwi głos adeptki.
- Idź już... Włamałeś się tu oknem, bo innej drogi tu nie widzę. No dalej, bo cię przez nie wypchnę.
Assasin kończąc się ubierać podszedł do okna, otwierając je postawił jedną nogę na parapecie i odwracając się, a na jego twarzy widoczny był głęboki uśmiech.
- Zobaczymy się wieczorem, zawitam jeszcze – odrzekł
- Wieczorem jest bankiet, na który jestem zaproszona, więc nie łudź się. – Odpowiedziała również obdarzając go uśmiechem.
- Panienko czy coś się stało? – Zapytała adeptka z niepokojem, w tym samym momencie otwierając drzwi.
Yenefer pocałowała Assasina, po czym wypchnęła go przez otwarte okno, zamykając je szybko, zasłaniając firany i szkarłatne zasłony. Odwróciła się ku wchodzącej do izby kobiecie, na jej twarzy nadal malował się uśmiech.
- Przyniosłam śniadanie. – Powtórzyła kobieta
- Dziękuję, postaw tacę na stoliku.
Adeptka podeszła do stolika nocnego umieszczonego obok łóżka stawiając na niej tackę ze śniadaniem. Poprawiła pościel i spostrzegła, że pod łożem wystając lekko leży część bielizny na pewno nie należąca żadnej kobiety. Zwróciła się do ubierającej się powoli i starannie elfki.
- Czyja to część garderoby?
- To pamiątka, niech tam leży. Czy coś jeszcze?
Kapłanka spoglądając krzywo to na bieliznę to na Druidkę, ukłoniła się i wyszła.
Yenefer ubrała się w swoją zieloną szatę wyjściową. Zjadła śniadanie i wyszła.
Na ulicy było tłoczno, co chwila przez uliczkę przewijały się jakieś wozy, ludzie tłoczyli się wąskimi uliczkami. Zanim weszła w inną ulicę spojrzała po raz ostatni w stronę dachu katedry. Nie było go już. Mając nadzieję, że nie zrzuciła go 40 jardów w dół ruszyła dalej.
Skręcając w uliczkę dostrzegła dzieci bawiące się w jakąś niezrozumiałą grę. Minęła wesołą gromadkę, przechodząc kanałem trafiła na alejkę prowadzącą do parku. W oddali było widać potężne drzewa z bogatymi koronami. Gałęzie wierzby płaczącej z wdziękiem gęsto opadały doi samej ziemi. Na środku sporego parku znajdowała się plątanina kilku drzew gęsto obok siebie rosnących. Obok nich znajdował się mały basenik na, około którego umieszczone były kolumienki z białego marmuru, posiadał on bogate rzeźbienia elfickie. Wewnątrz źródełka znajdował się krystaliczny płyn przypominający wodę, jednak nad jej powierzchnią unosiła się lekka błękitna poświata.
Druidka zbliżyła się do splecionych ze sobą grubych drzew, odsłoniła opadające do samej ziemi gałęzie wierzby. Za nimi znajdował się drzwi umieszczone w pniu drzewa, zapukała.
- Proszę wejść. – Z za drzwi dobiegł ją dojrzały męski głos.
Pchnęła bogato rzeźbione drzwi ze znakiem pół księżyca na środku. Izbę rozświetlały promienie słońca wpadające oknami lekko przesłoniętymi gałęziami z zewnątrz. Pomieszczenie było dość spore, kształtem przypominało okrąg. Wszelkie meble tak samo jak i łóżko umieszczone były w ścianach domku, rzeźbione w drewnianych ścianach półki zawalone były księgami, łóżko zaś było dodatkowo zasłonięte firaną liści.
Niewielki okrągły stolik umieszczony na środku izby zawalony był księgami, pergaminami oraz fiolkami z różnokolorowymi eliksirami. Siedział przy nim stary elf o długich siwych włosach opadających mu do samych ramion, oraz o lekkim siwym zaroście. Wertował sporą księgę.
- Witaj moja droga. – Odrzekł nie odwracając wzroku od księgi. – Usiądź proszę
- Dzień dobry mistrzu. – Usiadła przy stoliku naprzeciw niego. Po chwili milczenia, elf nadal spoglądając na księgę rzekł.
- Świat się zmienia... Nam druidom jest coraz trudniej, potrzebny nam dalszy rozwój magii. Jednak w obecnych czasach zostało niewielu członków z dawnego bractwa Druidzkiej magii eksperymentalnej. A moc, którą możemy czerpać z sił natury jest przeogromna. Jednakże należy umieć ją ujarzmić i kontrolować.
Dziś nauczę cię drogie dziecko władania siłą wiatru, którą będziesz mogła wykorzystać zarówno w stronę swych wrogów jak i sprzymierzeńców, ratując im życie. Posiądziesz wiedzę pozwalającą ujarzmić żywioł wiatru, dowiesz się jak jej używać a także, w jakich okolicznościach.
Druid wstał, przeszedł przez izbę w kącie, której znajdował się spory kufer. Zamknięty był on na kilkanaście zamków i kłódek, otwierając powoli wszystkie zamki za pomocą innego klucza bądź magii Wyciągnął z niej ogromną księgę z drewnianą okładką i zamykaną na zamek. Znajdowały się na niej, runy, których nawet Yenefer nie potrafiła odczytać, był to język staroelficki, którym nie umiała się zbytnio posługiwać.
- Chodź moje dziecko, przejdźmy do źródła. – Powiedział Elf otwierając drzwi na zewnątrz, zachęcając tym samym Druidkę by wyszła przodem.
Wyszli na zewnątrz, w stronę baseniku z krystaliczną esencją, emitującą błękitną poświatą.
- To jest woda, która spłynęła z drzewa życia, emituje one ogromną energią. – Stwierdził Elf. – Proszę wejdź do niej powoli, gdyż gwałtowne zetknięcie się z nią może wywołać negatywne skutki.
- Tak mistrzu, pamiętam twe nauki. – Odpowiedziała – pamiętam również, iż nie należy wchodzić do niej w jakichkolwiek odzieniach, gdyż woda ta jest nieskazitelna.
- Naturalnie, zdejmij szaty i podaj mi proszę.
Druidka zdjęła z siebie odzienie i weszła ostrożnie do bogatej esencji wody. Była chłodna, lecz napełniała ona energią, uspokajała oraz koiła i wyrównywała siły magiczne buzujące w ciele. Zanurzyła się w niej po szyję, a następnie wstała ociekając krystaliczną cieczą. Woda sięgała jej teraz kilka cali powyżej kolan. Elf podszedł i otworzył księgę.
- Do tego zaklęcia potrzebny jest gest obydwóch dłoni oraz silne skupienie. Proszę powtórz ruch dłoni po mnie. – Rzekł Elf odkładając książkę na marmurową posadzkę, a następnie pokazując skomplikowany gest obiema dłońmi. – Doskonale... Widząc poprawnie wykonany ruch dłoni elfki ciągnął dalej. – Potrzebna jest nam energia pobrana z silnego drzewa rosnącego w pobliżu, więc nie ma możliwości wywołać tego zaklęcia w pomieszczeniach zamkniętych oraz pod ziemią.
- A czy można pobrać do tego celu energię z innego źródła? – Spytała Yenefer – To znaczy, gdy będzie trzeba się obejść bez drzew lub żadnego nie będzie w pobliżu.
- Istnieje taka możliwość, jednak najsilniejszą energię emitują drzewa. Oczywiście można pobrać energię bezpośrednio z siły wiatru, lecz żywioł ten musi znajdować się w stanie pobudzenia. Pustynie... Są bogatym źródłem energii wiatru, jednakże żywioł ten jest bardzo niestabilny a manipulacja nim jest o tyle trudna, co niebezpieczna dla rzucającego zaklęcie, co i również istot wokół niego. Więc tym nie będziemy się dziś zajmować, pobierzemy energię z tamtego drzewa. Lecz należy uważać by nie pobrać zbyt wiele, ażeby go nie uśmiercić.
- Oczywiście mistrzu, czy pobrać energię zwykłą metodą? – Spytała wpatrując się we wskazane drzewo.
- Tak... Myślę, że to wystarczy.
Druidka wyciągnęła dłonie przed siebie, zamknęła oczy i skoncentrowała się. Nie było to trudne, dzięki energii emitującej z wody. Czuła w koniuszkach palców lekkie mrowienie rozchodzące się w głąb ciała. Ciepło zagościło w jej ciele, co było znakiem, iż energii pobrała wystarczająco dużo. Opuściła ręce i powoli otworzyła oczy.
- Dobrze, teraz się skoncentruj. Złóż dłonie w znany ci już gest i postaraj się skupić w jednym miejscu energię wiatru, spraw zawirowało w miejscu.
Usłuchała, wysłała, która skupiła niewielką część wiatru w jednym miejscu, powietrze silnie zawirowało zbierając liście z trawy.
- Doskonale, wystarczy abyś ćwiczyła a udoskonalisz swe umiejętności. Proszę spróbuj jeszcze raz, tym razem postaraj się okiełznać większą cześć żywiołu.
Tym razem na środku przestrzeni wolnej od drzew rozszalał się mały huragan.
- Dobrze, wystarczy... Nauczysz się jeszcze kontrolować tę moc. Wyjdź proszę z wody i przyjmij formę Moonkin. – Rzekł Elf siadając na kamieniu obok drzewa.
Yenefer wyszła z basenu i zatrzymała się na środku polanki. Zamknęła oczy i rozkładając ręce maksymalnie się skupiła. Najpierw lekko urosła, później jej ciało zaczęło przybierać masy, z czoła wyrosły jej rogi przybierając następnie kształt poroża. Całe ciało porosło piórami, usta zmieniły się w sowi dziób, ze stopami stało się to samo. Na miejscu małych stópek znalazły się duże i szerokie stopy z pazurami. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stała zielonowłosa Elfka, pojawił się duży i masywny stwór wyglądem przypominający sowę z porożem i szerokimi łapami.
Wiedziała, co ma robić, złożyła duże i masywne łapy, – co było wyjątkowo trudne, skoncentrowała się ponownie i wypuściła energię z łap. Drzewa zafalowały, liście wzbiły się gwałtownie do góry, a na środku polanki powstał cyklon małych rozmiarów, szalejąc przez kilka chwil. Opuściła szerokie łapy i w tym samym momencie, wir ustał, a w około zrobiło się znów spokojnie.
Ogromna sowa zaczęła się kurczyć i chudnąć, przybierając coraz zgrabniejsze kształty. A na jej miejscu znów pojawiła się Elfka stojąca niepewnie, odgarniając długie zielone włosy z czoła.
- Podejdź do mnie moje dziecko. – Powiedział Elf stojący obok plątaniny opadających gałęzi, zasłaniających drzwi wejściowe do chaty. W rękach nadal trzymał księgę i szaty.
Yenefer przeszłą przez polanę, rozgarniając bosymi stopami liście splecione się z wysoką trawą.
- Ubierz się proszę. - Rzekł podając jej szaty. – Niczego więcej nie jestem w stanie ciebie nauczyć. Posiadłaś już wiedzę, która pomoże ci przetrwać w tym świecie, wykorzystaj ją mądrze. Doskonal swe umiejętności poprzez ćwiczenia i koncentrację, a osiągniesz doskonałość.
- Dziękuję mistrzu. – Odpowiedziała – Twe nauki, ta wiedza, którą posiadłam... Postaram się ją wykorzystać w jak najlepszy sposób.
- To być może nasze ostatnie spotkanie moja droga, jutro wyruszam na wyprawę na górę Hyjal. Bardzo prawdopodobne, że już stamtąd nie wrócę.
- Mistrzu czy mogę...
- Nie – Przerwał jej. – Nigdy się na to nie zgodzę. Do widzenia moje dziecko.
Odwracając się zniknął za firaną gałęzi.
Wiedziała, że to bezcelowe. Rzuciła ostatnie spojrzenie na drzwi chaty, a następnie odwróciła się i podążyła drogą powrotną.
Skręciła w uliczkę za kanałami, mijając sklep szewski podążyła wąską i kręta ścieżką porośniętą trawą. Wyszła na małą polankę przeciętą kamiennymi ścieżkami. W oddali widać było pałac, z wysoką wierzą, było to miejsce, w którym uczono przyszłych magów. Na polance znajdowało się kilkoro ludzi odzianych w szaty i zajętych rozmową. Były to głownie kobiety, ale także znajdowało się wśród nich kilku męszczyzn w podeszłym wieku. Na lewo znajdowała się karczma. Skierowała się właśnie tam. Na zewnątrz poustawiane były stoliki wraz z krzesłami, stały one w cieniu trzech dębów. Pod ścianą gospody, zaraz przy wejściu znajdowała się skrzynka na listy. Yenefer podeszła i otworzyła drzwi, zanim się zorientowała przez próg przeleciał duży stwór o czterech łapach pokryty czerwoną łuską, z boków zaś wyrastały mu czułki, a na głowie miał coś, co przypominało grube czarne włosy. Potwór z otwartą paszczą skoczył na Elfkę, całym ciałem przygniatając ją do ziemi. Obnażył kły i wywalił długi różowy jęzor błądząc nim po twarzy Druidki. Po chwili z karczmy wyszedł mężczyzna w ciemnej szacie, z tiarą na głowie. – Był człowiekiem.
- Fell... Zostaw tę piękną panią. – Rzekł zwracając się do stwora, który posłusznie zszedł z Yenefer zostawiając czarne ślady błota na jej szacie, i położył się przy nodze mężczyzny.
Zniżył się i podał rękę, by pomóc jej wstać. Chwyciła dłoń podnosząc się.
- Miło cię widzieć Yen. Przepraszam cię za mojego demona. Proszę wytrzyj się. – Odrzekł podając jej chusteczkę.
- Wybaczę ci to Yriel, ale tylko, dlatego że twój demon jest słodki na swój sposób. Spójrz... Oślinił mi całą twarz. – Odpowiedziała patrząc na demona.
Yriel rzucił wściekłym spojrzeniem na potwora, a ten przestraszony skulił się przy jego nodze.
- Mnie również jest miło, chodź nie spodziewałam się tu ciebie prawdę mówiąc.
- Usiądźmy tu, zamówię coś. Co pijesz Yen?
- Portową z nektarem. – Odpowiedziała wycierając twarz chusteczką. Yriel zniknął na kilka chwil za drzwiami gospody.
W tym czasie Demon wstał i podszedł do elfki pocierając głową o jej udo, rozdziabiając przy tym paszczę. Po chwili poczuł delikatną dłoń wędrującą po jego łuskowatym grzbiecie.
Wrócił Yriel, niósł ze sobą dwa kufle w tym jeden mniejszy, postawił je na stoliku, po czym zajął miejsce naprzeciw Yenefer. Patrzył na nią przez jakiś czas, była zajęta głaskaniem Demona.
- Fell bardziej cieszy się na twój widok niż na mój. – Stwierdził
- Co mu się stało? – Spytała, dostrzegając duże rozcięcia na ciele zwierzęcia.
- Ork... Natknąłem się na niego w Stranglethorn Vale, ledwie uszedłem z życiem, ale Fell ucierpiał. Fellhuntery mają bardzo grubą skórę pod pancerzem z łusek, lecz bardzo ciężko się zrasta. Ratowałem go jak mogłem, miotając klątwami jak oszalały. – Widział, że coś trapi Yenefer, i nie były to na pewno rany jego towarzysza. - Gdy ten parszywy pies oberwał zaklęciem strachu, spadł z urwiska. – Dodał z satysfakcją.
- Nadal masz żal, że odszedłem? – Bardziej stwierdził niż zapytał Yriel po chwili milczenia, widząc iż Elfka zajęta jest głaskaniem Demona.
Yenefer podniosła wzrok patrząc mu w oczy, i przestając rozpieszczać Fella.
- Wiesz? Powiem ci coś. Dostałam masę propozycji przynależenia do różnych stowarzyszeń... Wyobraź sobie, że wszystkim odmówiłam. A to, dlatego, ze jestem wierna jednej idei, złożyłam przysięgę w warowni Kaer Morhen tak samo jak i ty, mam wobec nich zobowiązanie. I trzymam się jednej zasady, albo z nimi albo z nikim. Ale wiesz, co jest najgorsze? To, że nic mi nie powiedziałeś, dowiedziałam się o tym tydzień później od innych osób. Mogłeś wcześniej o tym ze mną porozmawiać, a odszedłeś bez słowa.
Mężczyzna spuścił wzrok patrząc się w drewniany stół, wyszczerbiony i przypalony w kilku miejscach.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem a odszedłeś bez słowa...
- Masz rację... Przepraszam cię – Odpowiedział po chwili milczenia.
- Było, minęło... Nie wracajmy już do tego. Wiesz, że ciebie najbardziej lubię.
Na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech, uniósł kufel i pociągną z niego zdrowo. Przy jego lekkim zaroście, biała piwna piana z kufla osadziła się mu pod nosem, tworzą tym samym spore białe wąsy. Elfka widząc to zachichotała. Yriel bezceremonialnie wytarł usta rękawem szaty, odstawiając kufel na stół.
Oboje poczuli uderzenie w oparcia krzeseł. Demon najwyraźniej strasznie się nudząc zaczął biegać dookoła wszystkich stolików, przewracając krzesła po drodze.
- Nadal nad nim nie panujesz. – Stwierdziła Druidka pijąc ze swojej szklanicy i obserwując zwierzę dewastujące wszelkie krzesła w zasięgu wzroku.
- To właśnie jest cały Fell... Jakbyś go widziała, co on wyprawia, gdy mu się strasznie nudzi, ostatnim razem okorował pół wielkiego dębu.
Demon w pewnym momencie nie zdołał zakręcić, stracił równowagę i wpadł pod stół łamiąc przy tym dwa krzesła, i nogę stolika. Po chwili wystawił głowę spod gruzowiska, wyszczerzył zęby i wystawił swój wielki jęzor na wierch, jakby cała ta sytuacja bardzo go cieszyła.
- Byłaś u mistrza, - Stwierdził Yriel nie zwracając uwagi na zwierzaka.
- Istotnie, a skąd wiesz? – Odpowiedziała odwracając głowę i patrząc na przyjaciela przenikliwym wzrokiem.
- Ekhem... No, ten... Ja właśnie... Ładne cyklony umiesz wywołać, aż miło popatrzeć. – Uśmiechnął się patrząc na drzewo w oddali, jakby coś go zainteresowało w jego zwykłym wyglądzie.
- Byłeś w parku?! Tam wejść mogą jedynie Druidzi, co ty tam robiłeś? – Zapytała oburzona.
- Przechodziłem niedaleko i zauważyłem ciż idącą w tamtą stronę.
- I poszedłeś za mną?
- Tak, ale muszę przyznać, że było warto. – Uśmiechał się, w sposób, jaki bardzo podobał się Yenefer.
- Podglądałeś mnie Yriel, jak mogłeś?!
- To był przypadek, Fellu pobiegł w tamtą stronę, pobiegłem go łapać. – Pociągając z kufla przyglądał się rumieńcom malującym się na policzkach Druidki.
- Nie wykręcaj się, masz szczęście, że cię lubię, bo inaczej zapoznałabym cię bliżej z tymi krzakami. – Powiedziała wskazując ręką spore kolczaste krzaki, rosnące niedaleko.
Za nimi coś trzasnęło, dźwięk łamanego drewna rozchodził się dookoła. Fell najwyraźniej znalazł sobie zajęcie, zaczął gryźć deski będące pozostałością po nogach krzesła, łamiąc je bez wysiłku w swojej wielkiej paszczy.
- Powiedz mi moja droga, jak ci się wiedzie w życiu? – Spytał Yriel rozglądając się czy nikt nie widzi, co wyprawia Demon.
- Nie narzekam, a tobie?
- Także nienajgorzej... Biorąc pod uwagę fakt, że muszę także karmić swojego demona, który żre tyle, co sam Elekk. Szybciej mnie jakieś Hordziackie ścierwo zatłucze niż umrę z głodu. – Wyrzucił zajmując się swoim prawie już pustym kuflem.
- Powiedz mi, gdzie się zatrzymałeś? – Zapytała z ciekawości, gdzie może się zatrzymać na noc ktoś pokroju Yriela z tak zacnym towarzyszem.
- Tu w gospodzie. Strawa nienajgorsza, dach nad głową jest, a gorzałka zawsze pod ręką. Więc nie mam, na co narzekać. Jednak karczmarz jest podejrzliwy i nieufny wobec obcych przybyszów.
- Rozumiem, że to odnosi się również do ciebie?
- Istotnie, ludzie krzywo patrzą na czarnoksiężników i władców demonów. Musiałem się podać za inną osobę wynajmując tu izbę. – Rzekł z przygnębieniem.
- A jak w takim razie wytłumaczyłaś obecność Demona?
- Nijak... Nikt nie pytał... – Rzekł mężczyzna rozglądając się dookoła– Jak do tej pory... – Dodał.
Na zegarze miejskim umieszczonym w jednej z wieżyczek katedry wybiła piętnasta. Druidka odwracając głowę od tarczy zegara, chwyciła swój kufel opróżniając go w całości. Odstawiła naczynie, wstała i rzekła.
- Dziękuję ci za mile spędzony czas, zawsze lubiłam twoje towarzystwo.
- Ja tobie również. – Odpowiedział również wstając.
Yenefer pochylając się pocałowała go w policzek. Yriel rumieniąc się zgarnął ze stolika swą tiarę, i nonszalancko założył ją na głowę, wodząc palcami po jej brzegach.
- Yrielku, czy mogę porwać na trochę Fella? Sądząc po bałaganie, jaki tu zrobił, łatwiej ci będzie się wytłumaczyć karczmarzowi, nie mając tej bestii koło siebie.
- Nie martw się o mnie, wytłumaczę mu, że uratowałem jego lokal przed kilkoma opryszkami, nie mogąc niestety nic zrobić by uniknąć dewastacji tych wspaniałych mebli. Będzie mi za to wdzięczny jeszcze.
Zachichotała, oglądając piękne dzieło zniszczenia, jakie siał demon.
- Ale jeśli chcesz się zająć trochę Fellem to proszę bardzo, oczywiście jeżeli nie będzie miał nic przeciwko.
- Chodź Fellu, przejdziemy się troszkę. – Zwróciła się o Demona, kucając przy nim i głaszcząc go po jego łuskowatej głowie.
- Do zobaczenia Yen.
- Bywaj Yrielku. – Odpowiedziała Yenefer. Po czym odwróciła się na pięcie i poszła w stronę jarmarku. Demon wygrzebał się spod stolika, wypluł z paszczy dużą deskę, będącą pozostałością po jednym ze stolików, i pognał za Druidką.


Jak tylko Yenefer przepisze na komputer czwarty rozdział to go umieszczę ;]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiekTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin